19:12:00

Nowości kosmetyczne w sierpniu

Nowości kosmetyczne w sierpniu
Witam się z Wami we wrześniu :) Nadszedł nowy miesiąc, więc pora rozliczyć się z minionym i pokazać, co nowego pojawiło się w mojej kosmetyczce. Sierpień upłynął mi pod znakiem maseczek, których przybyło mi tak dużo, że myślę, iż do końca roku mi ich wystarczy :D Zresztą, zobaczcie same.
Na początku miesiąca na Instagramie mignął mi news o promocji, jaką przygotowała marka Sylveco- wystarczyło zrobić zakupy za minimum 20,00 zł, by przesyłka została dostarczona za darmo kurierem, a dodatkowo można było kupić maksymalnie 5 maseczek Duetus po 1,00 zł za sztukę! I jak tu nie skorzystać z takiej okazji :D Wybrałam więc tyle maseczek, ile mogłam i dobrałam do nich peeling tej samej marki. Zdążyłam już go użyć kilka razy- wyglądem i zapachem przypomina mi cement :P Dodatkowo zasypano mnie próbkami przeróżnych kosmetyków Sylveco i Vianka, ale nie ma ich na zdjęciu, bo część już zużyłam, a kilka rozdałam.
Jak co miesiąc Rossmann uraczył nas promocją 2+2. W sierpniu można było taniej kupić maseczki do twarzy, balsamy do ust, odżywki do włosów i paznokci oraz balsamy do ciała. Wiedziałam, że obok promocji nie przejdę obojętnie i że jedyne, co kupię to maseczki. Jak widać na zdjęciu poniżej, udało mi się dotrzymać danego sobie słowa :) Zdecydowałam się na oczyszczającą maseczkę na tkaninie z Selfie Project oraz bąbelkowe maski AA: oczyszczającą, nawilżającą i wygładzającą, które zbierają dobre recenzje. Są to moje pierwsze bubble mask. 
Zdjęcie poniżej pokazuje moje zakupy poczynione w sierpniu. Znów same maseczki :P To już chyba naprawdę jest uzależnienie :P Pierwszymi zakupionymi były te w płacie 3D z Bielendy, które kupiłam wraz z gazetą Uroda Życia. Obie są przeciwzmarszczkowe- najwyższa pora zacząć używać i takich :P Ujędrniającą maseczkę ze złotą algą z Lirene wrzuciłam do koszyka podczas zakupów spożywczych w supermarkecie. Całą resztę udało mi się kupić w Biedronce. Najpierw zaciekawiły mnie kuracje składające się z trzech kroków: pianki do mycia twarzy, serum i maski w płacie. Niebieska jest nawilżająca, różowa wygładzająca, a brązowa regenerująca. Przy kolejnych zakupach moją uwagę przykuła szampańska maseczka rozświetlająca oraz te z Be Beauty Care: żelowa kuracja miodowa oraz oczyszczający zabieg z aktywnym węglem. 
W sierpniu niespodziewanie odwiedził mnie kurier z przesyłką, której totalnie się nie spodziewałam. Marka Marion postanowiła obdarować mnie małą, zgrabną, złotą kosmetyczką, w której było co? Maseczki, oczywiście :D Beauty Shot, czyli maseczki w kapsułkach, to nowość w ofercie marki. Dostępnych jest aż sześć rodzajów: wygładzająca, wzmacniająca, odżywcza, złuszczająca, liftingująca i rozświetlająca. Za jakiś czas pojawi się ich recenzja.
W zamian za udostępnienie informacji z kodem rabatowym dla moich obserwatorów na IG otrzymałam od drogerii Kontigo kupon rabatowy - 50,00 zł przy zakupach za min. 100,00 zł :) Oczywiście wykorzystałam go tak szybko, jak tylko się dało, dokupując kolejne maseczki, bo przecież ciągle mi ich mało :P Wybrałam osiem bawełnianych maseczek Pure Source marki Missha: łagodzącą z aloesem, rewitalizującą z żeń- szeniem, oczyszczającą z ekstraktem z drzewa herbacianego, wygładzającą z soczewicą, odżywczą z jagodą acai, rozświetlającą z ekstraktem z pereł, oczyszczająco- łagodzącą z kwiatem lotosu oraz odżywiającą z masłem shea. Kupiłam jeszcze oczyszczającą piankę do twarzy z ekstraktem z zielonej herbaty Holika Holika. 
Tradycją jest to, że pod koniec miesiąca wypatruję swojego listonosza z Shiny Box'em :) Jak zwykle było wypełnione po brzegi, a wśród kosmetyków znalazłam maseczki :D oraz balsam do ciała, domowe spa do stóp, żel na zmęczone nogi, maskę do włosów, olej arganowy i balsam do ciała z rozświetlającymi drobinkami. Więcej o pudełku poczytacie w ostatnim poście, o tutaj
To już wszystkie moje nowości, pochwalcie się teraz co nowego u Was :)

22:07:00

Shiny Box ""HippieNess"

Shiny Box ""HippieNess"
Jejku, nie było mnie tu prawie tydzień! Rzadko miewam takie przerwy w blogowaniu, ale mam teraz taki nawał pracy, że wracając do domu jestem tak padnięta, że nawet nie chce mi włączać komputera... Dziś udało mi się wrócić o normalnej porze i mimo iż miałam ciężki dzień, to jednak mam siłę, by napisać dla Was nowy post :) A będzie nim recenzja zawartości sierpniowego Shiny Box'a "HipiieNess". W pudełku, które przybyło do mnie na początku tego tygodnia było 7 produktów pełnowymiarowych, jeden w wersji travel, próbka żelu kojącego na zmęczone nogi i stopy SheFoot  i produkt VIP, czyli zaproszenie dla dwóch osób na Beauty Days- Międzynarodowe Targi Fryzjerskie i Kosmetyczne, które odbędą się w dniach 21-23 września w Ptak Warsaw Expo. Ja na ten weekend mam już inne plany, więc jeśli któraś z Was ma ochotę się wybrać, to dajcie znać- chętnie oddam zaproszenie w dobre ręce :)
Prezentację pudełka zaczniemy od spożywczego produktu, czyli puddingu z ananasem, jarmużem i spiruliną Foods by Ann. Jest to produkt wymienny z zupą kremem lub smoothie. Marka już kilka razy wcześniej pojawiała się w box'ie- pamiętam jak bardzo smakował mi batonik z orzechami, jabłkiem i cynamonem :) Taka przekąska kosztuje nieco ponad 4,00 zł i z tego co widziałam produkty Foods by Ann dostępne są w Rossmannie. Ja zamierzam przyrządzić sobie ten pudding jutro na śniadanie- zawartość torebki wystarczy zalać gorącym mlekiem. Kolejnym pełnowymiarowym produktem jest olej arganowy EkaMedica. Szklana, brązowa buteleczka ma pojemność 100 ml. Płynne złoto Maroka jest jednym z moich ulubionych olei, więc na pewno je wykorzystam i to jeszcze tej jesieni, bo termin jego przydatności mija w styczniu przyszłego roku. W pudełku znalazło się również coś do pielęgnacji włosów, czyli maska z keratyną marki Novex. W dołączonej ulotce jest napisane, że ma to być produkt pełnowymiarowy o pojemności 210 g, jednak do mnie trafiło mniejsze opakowanie, mające 100 ml. Maska pachnie średnio, mam więc nadzieję, że nadrobi swym działaniem ;) A ma między innymi sprawić, że włosy przestaną się puszyć, będą nawilżone i zregenerowane, a także gładkie i błyszczące. Produktem dla klientek, których sierpniowy Shiny Box był drugim w ramach jednej i tej samej subskrypcji lub aktywnego pakietu jest jedwabiste mleczko do ciała z drobinkami Unani. Ten kosmetyk do ciała przepiękne pachnie! Zanurzone są w nim drobinki brokatu, które cudnie mienią się pod światło, ale nie dają tandetnego, dyskotekowego efektu. Szkoda, że ten produkt nie pojawił się wcześniej, np. w czerwcowym pudełku, bo jest to kosmetyk wręcz stworzony na lato :) Użyłam mleczka już kilka razy i póki co jestem oczarowana tym, jak dobrze nawilża skórę, dodaje jej miękkości i gładkości oraz ładnego blasku. 
Kosmetyk, który wypełnił swoimi gabarytami pół pudełka to relaksujący balsam do ciała O'Herbal, który ma pojemność aż 500 ml! I bardzo krótki termin przydatności, do połowy grudnia tego roku... Choćbym nie wiem jak się spinała, nie dam razy zużyć tak ogromnej butli balsamu w niecałe 4 miesiące. Podoba mi się, że dołączona została pompka, która póki co sprawnie działa. Balsam ma koić skórę, działać łagodząco i nawilżająco oraz ma nadawać jej gładkość i miękkość. Jest to produkt wymienny z płynem micelarnym, tonikiem do twarzy i szamponem z aktywnym węglem. Przyznam się Wam, że bardziej ucieszyłabym się z płynu do demakijażu ;) Produktów do stóp używam mało, ale jak już trafiło się domowe spa dla stóp SheFoot, to zamierzam z niego skorzystać. Najpierw należy wykonać peeling, w którym występują naturalne składniki ścieralne, takie jak pestki oliwek czy łupiny orzecha włoskiego; a następnie wsmarować maskę z masłem shea, gliceryną, olejem rycynowym i keratyną. Taki zabieg ma nawilżyć, wygładzić i zregenerować skórę stóp. Już przy okazji recenzji poprzedniego box'a pisałam, że dla mnie maseczki do twarzy mogą pojawiać się w każdym pudełku- ekipa Shiny wysłuchała moich próśb, bo w "HippieNess" skryły się aż dwie maseczki, a właściwie to trzy! Pierwsza z nich to oczyszczająco- odżywcza maseczka Dermaglin, która zdobyła nagrodę Laur Klienta 2018! Zawiera zieloną glinkę, jedwab oraz jojobę i jest produktem naturalnym, który ma poprawić kondycję skóry, oczyścić i odżywić oraz nadać gładkości i miękkości. Maseczka przeznaczona jest do każdego rodzaju skóry i jest jej naprawdę sporo, bo aż 20 g- dla oszczędniejszych taka saszetka wystarczy na 2-3 użycia. Kolejna saszetka zawiera dwie maseczki marki MultiBioMask: łagodzącą oraz oczyszczającą. Pierwsza z nich ma koić, wyciszać i odżywiać, zadaniem drugiej jest rozświetlenie skóry, zwężenie porów i usunięcie zanieczyszczeń. W żadnej z nich nie ma alkoholu, olejów mineralnych ani parabenów. 

Jak Wam się podoba taka zawartość pudełka? 
Jeżeli jesteście na tak, to możecie je jeszcze zamówić na stronie Shiny Box :)

08:44:00

Proste włosy z serią Final Control marki Marion

Proste włosy z serią Final Control marki Marion
Ten post miał pojawić się w piątek, ale zanim się zorientowałam nadszedł niedzielny poranek ;) Miałam bardzo ciężki tydzień i a w piątek wróciłam tam wypompowana, że nie miałam siły napisać nawet jednego konkretnego zdania. Dziś jestem w miarę wyspana- w miarę, bo do 1.00 mieliśmy gości, a teraz jest kilka minut po 7:00 :P, ale solidna porcja kofeiny, która paruje w kubku obok laptopa, daje mi porządnego kopa i zdania same układają mi się w głowie :D 
Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć o serii kosmetyków Final Control Marion. Jest to nowość w ofercie marki, która składa się z trzech kosmetyków: lekkiego serum wygładzającego, kremu i płynu do stylizacji włosów. Buteleczka z serum ma pojemność 50 ml i zakończona jest wygodną pompką, a ono samo ma kremową konsystencję i całkiem znośny zapach.Wspomniana pompka dozuje niewielką ilość produktu, ale to dobrze, bo nie ma ryzyka, że przesadzi się z aplikowaniem kosmetyku na włosy. Ja przeważnie używam jednej- dwóch pompek i dla moich włosów jest to odpowiednia porcja. Elastyczna tubka z kremem do stylizacji ma pojemność 150 ml, a kryje w sobie bezzapachowy produkt o nieco lżejszej konsystencji niż serum. Buteleczka z atomizerem rozpylającym płyn do stylizacji włosów ma pojemność 200 ml. Kosmetyk ten ma ładny zapach, który dość długo utrzymuje się na włosach. 
Moje włosy są w miarę proste, ale mają tendencję do puszenia się i elektryzowania, potrzebują więc zdyscyplinowania i wygładzenia, dlatego chętnie sięgam po produkty, które mają zapewnić mi taki efekt. Seria Final Control bardzo dobrze wpisała się w ich potrzeby. Jednego dnia stylizuje włosy za pomocą płynu, następnego wybieram krem, zawsze kończąc ich układanie porcją serum nałożoną na same końce. Jeśli miałabym wybrać, który kosmetyk do stylizacji jest lepszy, bez zastanowienia wskazałabym na spray. Krem nie jest zły, ale na moich włosach sprawdza się nieco gorzej niż płyn. Każdego z tych kosmetyków używam w minimalnej ilości, dzięki czemu mocno zyskują na wydajności, a tym samym nigdy nie przedobrzyłam i nie uzyskałam efektu nieświeżych, przetłuszczonych włosów. Produkty marki Marion nałożone na włosy w odpowiedniej proporcji sprawiają, że włosy są dociążone, wygładzone, przestają się puszyć i elektryzować, a jednocześnie zachowują swoją lekkość, sprężystość i naturalność. Włosy wyglądają zdrowo, są miękkie i nawilżone, a dodatkowo ładnie się błyszczą. 
Kosmetyki Marion nie są dostępne w popularnych drogeriach, typu Rossmann czy SuperPharm- przynajmniej ja ich nigdy nie spotkałam, więc jeśli się mylę, to wyprowadźcie mnie z błędu. Na ich stronie znajdziecie jednak listę sklepów partnerskich, w których możecie je kupić: klik. Marion nie jest drogą marką, każdy z zaprezentowanych produktów będzie kosztować mniej więcej 10,00 zł. Do ich stworzenia wykorzystana została mikroemulsja stylizująca oraz ekstrakt z nasion soi. 

16:53:00

Słodka pianka i kokosowo- bananowy shake, czyli deserowa pielęgnacja ciała z kosmetykami Nacomi

Słodka pianka i kokosowo- bananowy shake, czyli deserowa pielęgnacja ciała z kosmetykami Nacomi
Marki Nacomi nie muszę nikomu przedstawiać, bo jest bardzo dobrze znana w blogosferze :) W swojej bogatej, stale rozszerzającej się ofercie, ma wiele produktów pielęgnacyjnych i o dwóch z nich chciałam Wam dzisiaj opowiedzieć. Pierwszy to peelingująco- myjąca pianka, drugim kosmetykiem jest mus do ciała
Zarówno pianka, jak i mus do ciała zapakowane zostały w plastikowe słoiki, każdy o pojemności 180 ml. Opakowania są solidne i porządne wykonane, ich zawartość jest chroniona przez dodatkowe wieczko, zaś szeroki otwór umożliwia wygodne wybieranie kosmetyków do ostatniego grama. Szata graficzna jest podobna, różni ją tylko kolorystyka, która w obu przypadkach jest pastelowa, dziewczęca i stonowana. Na nalepkach znajdują się informacje o produkcie, składy, sposób użycia i termin ważności- tak się złożyło, że oba kosmetyki są ważne do września przyszłego roku. Pianka kosztuje około 25,00 zł, mus troszkę więcej- 27,00 zł. Kiedyś dostępne głównie w drogeriach internetowych, dziś można je znaleźć stacjonarnie w drogerii Hebe, gdzie często są na nie fajne promocje, np. 1+1 gratis :)
Gdybyście tylko mogły poczuć zapachy tych kosmetyków! Zakochałybyście się od razu, tak jak ja :D Mus do ciała cudownie pachnie bananami z lekko wyczuwalną kokosową nutą. W peelingująco- myjącej piance czuć mango, ale aromat nie jest tak intensywny i egzotyczny jak w musie. Mus dostępny jest jeszcze w czterech wersjach zapachowych: borówka, malina, mango i ciasteczko. Pianka występuje jeszcze w wariancie zapachowym borówki i mango. Mus ma ładny, cytrynowy kolorek i w opakowaniu wygląda na bardzo treściwy i zbity. Jest to jednak mylne wrażenie, w dotyku jest plastyczny, lekki, jak na mus przystało. Wystarczy minimalna jego ilość, by porządnie nawilżyć i natłuścić skórę. Im mniej, tym lepiej, ponieważ nawet cienka warstwa musu nałożona na skórę dość wolno się wchłania, dlatego używam go tylko wieczorami. Rano nie mam czasu na czekanie, aż kosmetyk się całkowicie wchłonie. Pianka ma pistacjowy kolor, jest gęsta i puszysta. Na pierwszy rzut oka nie widać w niej złuszczających drobinek, wyczuwalne są dopiero podczas masowania ciała. Jest ich dużo i są dość ostre, ale nie na tyle, by z pianki uczynić takiego prawdziwie mocnego zdzieraka. 
W składzie musu do ciała mamy między innymi masło shea, olej z pestek winogron i arganowy, wosk pszczeli oraz ekstrakt z kakao. Taka mieszanka sprawia, że po nałożeniu kokosowo- bananowego musu nasza skóra jest porządnie nawilżona, wręcz natłuszczona, odżywiona i zregenerowana. Nawilżenie skóry utrzymuje się bardzo długo. Dodatkowo jest ona aksamitnie miękka w dotyku i wygładzona. Dodatkowo masło shea, ekstrakt z kakao oraz olej z pestek winogron przeciwdziałają przedwczesnemu starzeniu się skóry utrzymując jej elastyczność. A więc im dłużej używam tego musu, tym widzę, jak skóra staje się z dnia na dzień coraz bardziej napięta. Mus pięknie pachnie, ale niestety jego zapach nie utrzymuje się długo na skórze. Mija chwila i już go nie czuć. Mówi się trudno, najważniejsze, że jego działanie jest długo wyczuwalne, a skóra jest dobrze nawilżona i zmiękczona. 
Cukier, gliceryna roślinna i witamina E to jedne z najważniejszych składników pianki peelingująco- myjącej. Cukier pomaga usunąć martwy naskórek, witamina E działa przeciwstarzeniowo, a gliceryna chroni skórę przed przesuszeniem i podrażnieniami. Piankę można używać na suchą skórę, ale jest wtedy mocniejsza w swym działaniu, ale jednocześnie bardziej tępa i oporna w rozprowadzaniu po ciele. Na wilgotnej skórze jest łatwiejsza w aplikacji.W obu przypadkach bardzo dobrze radzi sobie z złuszczaniem i ścieraniem martwego naskórka. Po masażu tą pianką skóra jest wygładzona i mięciutka. Nie używam jej codziennie, przeważnie sięgam po nią dwa razy w tygodniu. Pianka dobrze oczyszcza skórę, nie wysuszając jej. Pozostawia skórę w takiej kondycji, w jakiej była przed kąpielą. Systematycznie wykonany masaż przy pomocy tej pianki sprawia, że skóra robi się jędrniejsza i bardziej napięta. 
Podsumowując, z obu produktów do pielęgnacji ciała Nacomi jestem naprawdę mocno zadowolona. Zapachowo bardziej spodobał mi się mus, który jest też wydajniejszy niż pianka. Oba kosmetyki są bardzo aromatyczne i zdecydowanie umilają codzienne dbanie o naszą skórę. Pełne są dobroczynnych składników, mają przyjemne konsystencje, niewygórowane ceny i urocze opakowania. Jednym słowem, mają same zalety, nie znajduje w nich ani jednej wady! 

06:50:00

Demakijaż i pielęgnacja twarzy z marką Dermedic

Demakijaż i pielęgnacja twarzy z marką Dermedic
Hydrain 3 Hialuro to seria dermokosmetyków marki Dermedic, które mają za zadanie nawilżyć nawet najbardziej suchą, odwodnioną skórę. Moja cera nigdy nie była odwodniona, co nie oznacza, że nie zwracam uwagi na to, by dbać o odpowiednie jej nawilżenie. Wybierając płyn micelarny do demakijażu, kupuję taki, który nawilży moją skórę. Mimo iż mam cerę problematyczną, w jej pielęgnacji zawsze znajdzie się miejsce na dodatkowe nawilżenie, które może zapewnić dobry krem. Linia Hydrain 3 Hialuro bardzo dobrze wpisuje się w potrzeby mojej cery, dlatego też z ogromną przyjemnością używam kremu- żelu oraz micelarnego płynu do demakijażu, do których chciałabym Was przekonać dzisiejszą ich recenzją :)
Przezroczysta, plastikowa buteleczka z biała nakrętką ma pojemność 115 ml. Jest wygodna i praktyczna, tworzywo, z którego została wykonana jest dobrej jakości, a nakrętka u jej wylotu jest szczelna, ale da się otworzyć jedną ręką i to bez uszczerbku na paznokciach ;) Z tyłu zostały umieszczone różne ważne informacje, np. skład, sposób użycia czy też to, że produkt należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Płyn do demakijażu ma niewielką pojemność i nie wiem jak musiałybyście się starać, by używać go aż przez pół roku. Przez transparentne opakowanie widać stopień zużycia kosmetyku oraz jego dwufazową konsystencję: dolna warstwa ma piękny niebieski odcień, górna jest klarowna jak woda. Przed użyciem płynu do demakijażu należy go wstrząsnąć, tak aby obie warstwy się zmieszały tworząc błękitną, jednolitą ciecz. Płyn barwi wacik na niebiesko i ma lekki, oleisty zapach, który absolutnie w niczym nie przeszkadza. Szklany, ciężki słoiczek z kremem do twarzy ma wagę 50 g, które należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Krem okazał się być bardzo wydajnym kosmetykiem i nie jestem pewna czy uda mi się go wykończyć we wskazanym terminie. Ma pastelowo niebieski kolor i świeży, trochę jakby morski zapach, który podczas aplikacji nie jest wyczuwalny. Konsystencja kremu jest lekka i żelowa, gładko rozprowadza się po skórze i bardzo szybko się wchłania. 
Micelarny płyn dwufazowy do demakijażu jest nowością w ofercie Dermedic. To produkt hypoalergiczny, przebadany klinicznie i okulistycznie. Kosztuje około 20,00 zł. Cena ultranawilżającego kremu- żelu to około 30,00 zł. Oba te produkty kupicie w aptekach. 
W skład płynu micelarnego wchodzi między innymi woda termalna, kwas hialuronowy, kompleks fortilash oraz hydroweg VV. Pierwszy z kompleksów poprawia kondycję rzęs, sprawiając tym samym, że są gęstsze, grubsze i mocniejsze. Ja używam tego płynu jeszcze zbyt krótko, bo takiego wzmocnienia rzęs nie zaobserwowałam. Drugi kompleks utrzymuje odpowiedni poziom nawilżenia, dba również o fizjologiczną równowagę skóry. Faktycznie, po przemyciu skóry wacikiem nasączonym tym dwufazowym płynem, czuć jak jest ukojona i nawilżona. Micelarny płyn świetnie radzi sobie z demakijażem oczu oraz twarzy, nie podrażniając ani nie pozostawiając uczucia mgły na oczach. Jest to kosmetyk o dwufazowej formule, ale nie jest tłusty, nie zostawia na skórze lepkiej warstewki. Jest delikatny dla skóry, ale bardzo skuteczny. Wystarczy przyłożyć nasączony wacik na kilka sekund, by bezproblemowo zmyć makijaż oczu. Nie trzeba nic trzeć ani pocierać, a już na pewno nie pojawi się uczucie dyskomfortu, jak na przykład łzawienie czy szczypanie oczu. W demakijażu mojego codziennego makijażu radzi sobie świetnie, ale muszę nadmienić, że nie jest on wodoodporny, więc nie wiem jak poradziłby sobie z jego zmyciem. 
W składzie kremu również znajduje się wiele aktywnych składników, takich jak witamina E, woda termalna, kwas hialuronowy, gliceryna, mocznik, betaina czy skwalan. Lubię używać go rano, bo stanowi fajną bazę pod makijaż, zapewniając skórze odpowiedni poziom nawilżenia przez cały dzień. Dodatkowo niweluje uczucie ściągnięcia, po całym dniu przynosi skórze ukojenie, łagodzi podrażnienia i nie zapycha mojej skóry z niedoskonałościami. Przy kilkutygodniowym, regularnym stosowaniu widać, jak cera staje się bardziej wypoczęta, delikatnie jędrniejsza i jest dobrze odżywiona. Czuć, że niczego jej już chyba nie brakuje :) Ostatnio trzymam go w lodówce, dzięki czemu wykazuje dodatkowe właściwości orzeźwiające i ochładzające, co jest niesamowitym uczuciem w panujące jeszcze niedawno afrykańskie upały :D W ogóle według mnie ten krem to super wybór na lato, kiedy potrzebujemy solidnego nawilżenia skóry, a przy tym nie chcemy sięgać po bardziej treściwe i tłuste kremy. Jedyny jego minus to brak filtra. 
Podsumowując, zarówno płyn micelarny i krem- żel spełniły moje oczekiwania. Dwufazowy płyn rewelacyjnie rozpuszcza i zmywa makijaż, nie "zamydlając" oczu i pozostawiając skórę przyjemnie nawilżoną, gładką i mięciutką. Bardzo lekki krem stanowi fajną bazę pod makijaż, utrzymując poziom jej nawilżenia na wysokim poziomie. Oba kosmetyki musicie wypróbować! 
Copyright © 2016 MintElegance , Blogger